W końcu w ten weekend było pojeżdżone. Sobota – pojeżdżone, niedziela – pojeżdżone i na dokładkę w poniedziałek też. Pogodowo wszystko było super. Słonko, wiatr nie za duży. No może jakby jeszcze 5 kresek więcej pyknęło na termometrze to byłby obłęd. Ale nie można mieć wszystkiego. Trzy dni – trzy wycieczki, każda inna. Ale dzisiaj o sobotniej, bo chyba najbardziej mi się podobała. Rezerwat Krępiec w Puszczy Kozienickiej – byliście, słyszeliście? Byłem już tam wcześniej ale zawsze dojeżdżałem albo od Pionek albo Królewskich Źródeł. Tym razem wpadłem na pomysł aby połączyć go z wizytą w muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie. I to był strzał w 10-tkę. Jako punkt startowy wybrałem Garbatkę-Letnisko, z której ruszyliśmy do rezerwatu. Jeśli nie byliście tam to muszę Wam powiedzieć że w skali naszej puszczy jest niepowtarzalny bo nie jest to tylko np. piękny starodrzew jak w innych rezerwatach w puszczy. Tu efekt „WOW” robi wąwóz, miejscami głęboki na 20 m, na którego dnie wije się strumień o nazwie – cóż za niespodzianka – Krępiec oraz rzeka Krypianka. Skarpy wąwozu porastają m.in. jawory – drzewa niezbyt często spotykane. W wielu miejscach widać pracę bobrów. Potrafią ściąć duże drzewa. W rezerwacie znaleźć też można nawet 300-letnie dęby czy 160-letnie sosny. Serio, ten rezerwat robi wrażenie.
Trasę z rezerwatu do Czarnolasu wyznaczyłem bocznymi czy wręcz polnymi drogami. Czasami trafił się, jak to na Mazowszu ciężko przejezdny piach, ale za to widoki były piękne. Coraz trudniej już dzisiaj zobaczyć stare wierzby na polach czy miedzach a tu było ich naprawdę dużo. Kapliczki i krzyże przydrożne. Gdzieniegdzie udało mi się nawet trafić na widoki wsi jakie pamiętam z dzieciństwa: piaszczysta droga przez wieś, drewniane płoty, jakiś mostek, staw, łąka, wierzba, głosy kur czy kaczek. Ślicznie.
A Muzeum w Czarnolesie? Śliczny dworek w ładnym i zadbanym parku. Idealne miejsce na odpoczynek w trasie. Nie jestem wielkim fanem zwiedzania muzeów więc przyznam że w środku nie byłem ale jest tam oczywiście wystawa związana z Janem Kochanowskim i jeśli ktoś lubi to oczywiście warto zajrzeć. Ale klimat i miejsce fajne.
I jeszcze w drodze powrotnej zahaczyliśmy o Tawernę Stawiska (jakoś tawerny kojarzą mi się z morzem) w bardzo ładnym miejscu z całkiem dobrym jedzeniem.
No powiem Wam wycieczka pierwsza liga. Chyba nic bym w niej nie zmienił. Idealna na spędzenie przyjemnego dnia na rowerze.